środa, 9 maja 2012

Narratywizacja wiarygodności: dlaczego reality shows nie przetrwały jako gatunek?



W 2002 roku telewizja TVN emituje na swojej antenie ostatnią edycję
programu Big Brother, najgłośniejszego i cieszącego się do tej pory
największą popularnością w Polsce reality show (czwartą część, o wiele
mniej popularną i mogąca jedynie poszczycić się produkcją Joli
Rutowicz, pokazywała mniejsza stacja TV4). W tym samym roku Polsat
rozpoczyna nadawanie Idola - pierwszego głośnego talent show,
"gatunku", który dziś definiuje polską telewizję rozrywkową.


Warto pochylić się nad relacją nad tymi dwoma gatunkami, relacją
między nimi i zadać pytanie o powody płynnego przejścia w polskiej
telewizji między reality a talent show. W jakim sensie talent show
stanowi przedłużenie reality show? Dlaczego śmierć jednego gatunku
zbiega się z narodzinami drugiego? Na tak postawione pytanie trudno
odpowiedzieć za pomocą tradycyjnych teorii gatunków, które ugruntowane
są w analizie formalnej i tematycznej.  W takiej perspektywie programy
te łączy niewiele. Reality show prezentuje spektakl życia domowego,
widzowie angażowani są w codzienne problemy społeczności, śledzą
przede wszystkim relacje, a bohaterowie nie specjalizują się w niczym
poza "życiem" i kreacją siebie jako charakteru. Dlatego też dalsze
losy postaci z pierwszego Big Brothera, zbiegają się z narodzinami
"czystego" (nagiego) celebryty, który gości w mediach tylko dlatego,
że już raz się w nich znalazł. To osoby, które posiadają żadnej
pozycji społecznej lub umiejętności, która wywoływałaby
zainteresowanie serwisów plotkarskich. Z drugiej strony "talent show"
ukierunkowane są celowo: chodzi o wyłowienie specjalisty w rozrywce,
wirtuoza, którego cechuje nadprzyrodzona zdolność, coś, co
predestynuje go do bycia gwiazdą.


Warto jednak porzucić tego typu optykę i przyjrzeć się konwergencji
obu gatunków. Dobrym punktem wyjścia do refleksji są przyczyny, dla
których "reality show" umiera. Przede wszystkim życie domowników
okazuje się "niedramatyczne", z trudem poddaje się schematom
narracyjnym. W znacznej mierze jest po prostu nudne i zbyt prawdziwe.
Po drugie domownicy, odcięci od świata i pozostawieni samym sobie, z
oporem poddają się kontroli piszących scenariusze. Skandal jako sposób
zwiększania oglądalności jest niebezpieczny - wzbudza prawdziwą
dyskusję, powoduje debatę i często destabilizując obowiązujący obraz
świata (przede wszystkim pod względem moralnym i obyczajowym).
Niebezpieczeństwo polega na zbytniej bliskości dwóch "ognisk
domowych".


"Talent show" pojawia się jako kontynuacja idei "reality show" i
rozwiązanie w.w. problemów. Przede wszystkim uczestnicy zostają
umieszczeni na scenie przed krępującą ich publicznością, na scenie nie
mogą być, a muszą się prezentować. Fragmenty "dokumentalne",
pokazujące uczestników za sceną, pełnią funkcję podrzędną i są
wykorzystywane tylko w celu uzupełnienia dramaturgii. Co jednak
kluczowe we wzajemnej relacji między tymi dwoma modelami spektaklu
telewizyjnego, to - przy radykalnej zmianie tematu - podobieństwo
podstawowych struktur i mechanizmów partycypacyjnych. Widz nadal może
uczestniczyć w telewizyjnym spektaklu demokracji - dokonując krytyki i
głosując na swoich faworytów. Rola krytyka zostaje im dodatkowo
ułatwiona przez wprowadzenie postaci jurora, która nie zmusza ich do
stworzenia własnego sądu (jak w przypadku reality show), a jedynie
dokonania selekcji komentarza. To właśnie podstawowe mechanizmy
"reality show" stanowią podstawę "efektu realności" "talent show".


Teoria Jasona Mittella pozwala zobaczyć "talent show" jako gatunek,
który stanowi poprawną politycznie i bardziej bezpieczną dla
panującego status quo wersję "reality show". Władza funkcjonuje na
zasadzie fantazmatu - widz, który praktykuje władzę przed ekranem
telewizora, wpisuje się tylko w przygotowane już dla niego przez
jurorów "modelowe sądy". Ponadto jego uwaga zostaje skierowana w
czysto fantazmatyczną przestrzeń przemysłu rozrywkowego, która
funkcjonuje jak wielki, oderwany od rzeczywistości ekran.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz